Ofiara

Nigdzie się nie pisze tak dobrze jak do szuflady.

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2019-05-16 21:50:26

Ncastl
Administrator
Dołączył: 2017-04-25
Liczba postów: 22
WindowsChrome 74.0.3729.157

Rozdział 16 - La guerre justifie l'existence des militaires. En (...)

Nic nie stresuje tal bardzo
jak czekanie. Szczególnie za kimś.



Rozdział szesnasty - La guerre justifie l'existence des militaires. En les supprimant

        Minęło kilkanaście dni. Mężczyźni uprzednio oddalili się od nowo powstałej kotliny. Na wszelki wypadek. Podróżowali na wschód. Kryjąc się w zakamarkach - odpoczywali, a przynajmniej sił nabierał Cif. Jego ciało już nie miało tylu zmarszczek, włosy wydawały się odzyskiwać kolor.
        Osoba ta wydawała się być znajoma Hammond’owi. Nie była zbytnio przez niego lubiana, ale pewne było, że historia tych dwóch postaci zatarła się, pomimo pewnego rodzaju nienawiści czy braku zaufania pomiędzy nimi. Oboje zmienili charakter.
        Ham wydawał się być zawsze w gotowości, jakby zaraz miało nadejść najgorsze. Czas wydawał się dla niego płynąć równocześnie zbyt wolno i zbyt szybko. Niczym przed wielkim testem, gdzie wydaję się go być tak dużo, ale ucieka on pomiędzy palcami, gdy siedzisz w poczekalni czekając na swoją kolej. Nie wiadomo czy test ten jest trudny, czy całkiem łatwy, lecz przede wszystkim nie masz najmniejszej ochoty przez niego przechodzić. Nie chcesz na niego wyczekiwać, ani w nim uczestniczyć, ale pragniesz, aby mieć go za sobą, aby móc w końcu zapomnieć o tej trwodze, która lepi się do ciebie niefortunnie.
        Masz dość.
        Chcesz do domu.
        Chcesz odpocząć.
        Chcesz końca.
        Nawet jeśli byłaby to śmierć.
        - Powoli trzeba się zbierać, Panie Nic Nie Wart - powiedział Cif.
        Mężczyzna ten siedział obejmując swoje kolana. Wzrok miał przebijający głazy i chytry. Praktycznie cały czas obserwował partnera, niczym człowiek czyhający na przeceny. Przetłuszczone włosy w nieładzie nachodziły na czoło, jeden z kosmyków kurczowo starał się dosięgnąć lewego oka, które wydawało się odbijać światło słoneczne, pomimo tego, że siedział on w cieniu. Tak przynajmniej wydawało się Hammond'owi, który tylko od czasu do czasu zerkał na towarzysza i wracał do swojego zamyślonego stanu.
        Brzydził się go. Tak. Definitywnie się go brzydził. Był jak pryszcz na środku czoła, którego nie możesz zakryć grzywką. Musiałeś się z nim pogodzić, lecz tego nie robiłeś.
        Hammond wstał, nie zrobił tego gwałtownie, jakby łapał ostatni oddech, wiedząc, że za chwilę umrze. Takie miał przynajmniej w głowie skojarzenie nawiązujące do jednej z starych religii tego świata, o której żaden z ludzi nie wiedział. Nikt.
        Zabawne, gdybym tylko miał świadomość jak to się zakończy, ciekawe, gdzie byłbym teraz. Czy musiałbym paplać się w tej parodii życia, w absurdalnym bagnie gówna? Czy jeśli naukowcy mieli rację kreując teorię wielu wszechświatów, to czy w którymś z nich panuje spokój? Po co Bóg miałby stworzyć ich aż tyle? Czy chciał eksperymentować na ludzkim życiu jak tamci zbrodniarze wojenni? Czy tak naprawdę jest okrutny? Czy światy te są dla niego jak kolejne terraria z mrówkami w środku, na które spogląda, gdy mu się nudzi? Czy są one raczej niczym szklana kulka wypełniona jakiegoś rodzaju pyłkiem, którym potrząsa, aby spadł śnieg? Czy od czasu do czasu przypadkiem nasypie za dużo śniegu? Czy z nudów zaleje nas wodą, albo zdmuchnie dachy naszych domów swoim oddechem?
        - Co do Simekat…
        - Ta, nie wiem specjalnie co tam się wydarzyło… - Odpowiedział na pytanie Ham’a od razu. Nie był to pierwszy raz jak zadaje mu to pytanie. Prawdę mówiąc, stało się ono upierdliwe dla Cif’a. Słysząc je, to odwracał wzrok, to przewracał oczymi.
        To wszystko jakaś pomyłka.
        Hammond zaczął podchodzić do Ciffer’a, który też, jak żółw, zaczął zbierać się z ziemi.
        Świat jest szalony.
        - Anihilatorzy pojawili się kilka dni temu w tamtej ruinie. Północ pewnie jest niemałej rozsypce - mówił Cif.
        - Ta - potwierdził od niechcenia.
        - Dexchina, stolica Falas, powinna już stać się stolicą połowy Wersu. Dlatego sądzę, że można już ruszać dalej - mówił tonem podobnym do tego, którego się używa podczas spokojnego analizowania zadania, które należy wykonać na lekcji w szkole, czy po zakończeniu wykładu na studiach.
        Czuję się wyśmiewany.
        Ham podniósł rękę z zamiarem położenia jej na ramieniu Ciffer'a. Jednak sekundę przed aktualnym dotykiem tego, zawahał się.
        Ta, to ta jego obrzydliwa aura, pomyślał znowu.
        W końcu się przemógł i zadziałał na przekór swojemu instynktowi.
        - Dziś… Dzisiejszy dzień będzie zapisany na kartach historii.
        - Jakby tamto było niewystarczające…
        - Nie ma co płakać nad czymś, czego nie można już naprawić.
        Nastała trująca chwila ciszy.
        - I kto to mówi - wymusił Hammond znikając razem z Ciffer’em w oślepiającym blasku.
        Mężczyźni o jasnej cerze zginęli z oczu okolicznych kilku zwierząt, które wytrzymały, bądź nie wytrzymały przebywając tak blisko aury jednego z mężczyzn. Zupełnie jakby gniew i chciwość, i inne negatywne cechy dusiły samą swoją istotą, bezlitośnie, jak choroba, którego bakcyla nie da się wytępić.

Ostatnio edytowany przez Ncastl (2019-07-12 09:55:28)

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
farming-simulator22 - dragons-life - xtremecraft - stopteam - m39