Ofiara

Nigdzie się nie pisze tak dobrze jak do szuflady.

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2019-05-16 21:49:18

Ncastl
Administrator
Dołączył: 2017-04-25
Liczba postów: 22
WindowsChrome 74.0.3729.157

Rozdział 12 - Personne ne doit être juge de sa propre cause, (...)

W walce idei straty są nieuniknione.



Rozdział dwunasty - Personne ne doit être juge de sa propre cause, parce qu'on ne peut être juge et partie

        - Wiesz, Ham. - Mówi Sate. - Zniknięcie rasy ludzkiej to za mało. Po tym jak zniknie ludzkość pojawi się nowy gatunek. Gatunek ten nie posiadając wielu naturalnych wrogów będzie w stanie rozwinąć się i swoją cywilizację, że miała by ona możliwość konkurowania z naszą rasą. Wiesz już o co mi chodzi, prawda? Wiem, że chcesz już to wypowiedzieć na głos. W każdym razie mam zamiar posunąć się o krok dalej, Ham. Nie pozwolę aby ktokolwiek był taki jak my. Ktoś może powiedzieć, że to nieludzkie, lecz oni się mylą. Dzięki mnie nastaną czasy wiecznego pokoju. Zapanuję nad tym światem Ham, a kolce mi w tym pomogą. Złapię w moje sieci największe szychy, Ham. A gdy to już zrobię świat już będzie praktycznie mój. Ale to będzie za mało, Hammond. Ludzi jest dużo, a te cholerne zwierzaki uwielbiają działać w stadach. Może i pojedyncza osoba mi nie zagrozi, ale cała rzesza? W końcu kto jest w stanie wybaczyć komuś, kto pali domy, komuś kto powoduje głód, temu, co powoduje, ze świat umiera? Zostaje jeszcze sprawa wielu Anihilatorów. Te sukinsyny są już teraz ogromnym problemem. Ale ja mam sposób, Ham. Wiem jak ich wymazać z historii…
        - Nie mów nic więcej, wiem o co ci chodzi…
        - To dobrze. Wartościowym jest trzymać takiego człowieka - na te słowo Sate wyjątkowo zmienił swój głos - przy sobie.
        - Wiesz, Sateer, myliłem się co do ciebie. Wcale nie stałeś siemiękki. To co masz zamiar zrobić będzie najbardziej okrutną rzeczą… wydarzeniem, które spotkało ten świat.
        Sate tylko wymamrotał coś pod nosem, bo też tyle mógł zrobić w tym czasie, gdyż Hammond kontynuował swoją wypowiedź.
        - Jesteś pewien swojego wyboru? Pozwól, że zapytam cię ostatni raz… czy to jest droga, jaką obrałeś?
        Sateer nie rozumiał, o co może chodzić Hammond'owi. Nie miał zielonego pojęcia dlaczego się go teraz pyta o takie rzeczy. Lecz odpowiedź mogła być tylko jedna.
        - Tak.
        Szli dalej przez las w ciszy obserwując wzlatujące w powietrze ptaki.
        - Sateer…
        - Co?
        - Muszę ci coś wyznać.
        - Jeśli to znowu będzie jakaś głupota typu ukradkiem paliłem papierosy z kolegami jak byłem mały, to ci znowu pierdolnę.
        - He he, stare dobre czasy.
        - Także, o co ci tym razem chodzi?
        - Nie wiem jak to powiedzieć.
        - Zaczyna się…
        - Nie, Sate, to jest naprawdę ważne…
        - Tyle, że co?
        - Tyle, że no…
        - No?
        - No tak jakby…
        - Zdecyduj się wreszcie czy chcesz mi coś powiedzieć czy nie.
        - Wstydzę się no.
        - Ja pierdole…
        - Nie bądź taki Sate.
        - To ty se, kurwa nie rób żartów.
        - Sate’uś…
        - Nawet sobie nie jesteś w stanie sobie wyobrazić jak wkurwia mnie twoja postawa.
        - Serio? - Spytał Ham z uśmiechem na twarzy pełnej satysfakcji.
        - Serio.
        - To fajnie masz, kolego.
        - Kurwa, dialog o niczym.
        - No nie do końca.
        - Bo co tym razem?
        - Bo jeszcze nie powiedziałem ci tej ważnej wiadomości.
        - Którą jest?
        - Trudno to ubrać w słowa.
        - Błagam cię, wyduś to w końcu z siebie.
        - No wiesz Sate’i…
        - Co?
        - Zawstydzasz mnie, gdy mówisz do mnie takim tonem.
        - Twoi rodzice musieli być najgłupszymi ludźmi świata żeby spłodzić coś takiego… twojego pokroju.
        - No dobra powiem ci w końcu.
        - Nareszcie.
        - Jesteśmy śledzeni.
        Sateer i Hammond kontynuowali swój chód. Sateer spoglądał na Hammond'a kątem oka na kilka sekund, następnie powrócił do patrzenia w przód.
        - Jak długo?
        - Dobra czy zła wersja?
        - Dobra.
        - Od dziesięciu minut.
        - A ta zła?
        - Od kiedy weszliśmy do tego lasu.
        - Dlaczego wersje tak się różnią?
        - Stalker pojawia się i znika, na początku to ignorowałem, ale po pewnym czasie było to już zbyt oczywiste.
        - Ile osób?
        - Chyba jedna.
        - Ostatnie pytanie.
        - Dajesz.
        - Skąd to wiesz?
        - Byłem informatorem. Dbam o swoje życie. Nikomu nie mam zamiaru dać się zabić.
        - Interesujące marzenie.
        - Postanowienie.
        - Marzenie - Powiedział Sate wcinając się Hammond'owi w pół słowa.
        - Jakiś plan, Sateer?
        - Nawet kilka.
        - To co robimy?
        - Rozdzielimy się.
        - A co jeśli…
        - Do jutra - powiedział Sate klepiąc Ham’a w ramię i poszedł w inną stronę.
        - …zda sobie sprawę?
        Hammond wziął głęboki oddech i pogodził się z losem. Ruszył dalej. Nie mógł powiedzieć, że rozdzielenie się jest złym planem. Wręcz przeciwnie. Strategia ta da najważniejszą odpowiedź - kto jest celem napastnika? Kto ma być ofiarą?
        Hammond usłyszał już wyraźne kroki za sobą, lecz jeszcze się nie obracał. Oznaczało to, że Sateer oddalił się już spory kawał drogi.
        Niestety Hammond rozpoznał już chód osoby za nim podążającej. Kilka sekund później rozległ się kobiecy głos.
        - Witaj-
        - Cześć moje ty słodkie oczko - rzekł Hammond wchodząc kobiecie wpół słowa.
        Kobieta ta o lisich włosach wiszących tuż ponad ramionami nosiła opaskę na prawym oku lub raczej oczodole. Ślady blizn dookoła opaski świadczyły o tym, że nie oddała swojego oka za darmo. Tylko tym wyróżniała się pośród innych zwykłych Anihilatorów. Biały tors, biały płaszcz, białe rękawiczki, białe wszystko jak to przystało na dobrego stróża prawa.
        - Co Cię tu sprowadza słoneczko?
        - Głupie pytanie, powinieneś raczej oddać więcej szacunku osobie, która zna prawdę.
        - Oj tam, stare lata, kto by je pamiętał.
        - Głupie stwierdzenie, nie zapomina się czasów kiedy coś się traci i żąda się za to zemsty.
        - Nie rozdrapujmy starych ran.
        - Kim jest tamten?
        - Nikt specjalny, zwykły człowiek ze zwykłymi zwyczajami, nie powinnaś się interesować.
        - Co z nim planujesz? Go też planujesz wykorzystać?
        - Natrętna jak zawsze. Nic się nie zmieniłaś w przeciwieństwie do mnie.
        - To, że zmienisz sobie wygląd na mnie już nie działa. Odkąd własnoręcznie wyrwałeś mi oko - mówi kobieta zdejmując opaskę i ukazując swoje rany - jestem w stanie wykryć twoją obecność nie zważając na twoją istotę, nawet gdybyś zmienił się w świnie i tak bym cię wykryła.
        - Wszystko ma swoje minusy.
        Nagle za kobietą wyskoczył Sateer dzierżąc sztylet w swych rękach ustawiony kątem tak, aby podciąć jej tętnice.
        - To koniec - dało się usłyszeć z szeptu Sateer'a.
        To, co potem nastąpiło jednak nie podlegało planowi.
        Kobieta klasnęła w dłonie, a od nich rozległy się przezroczyste fale niczym uderzeniowe, lecz takimi nie były.
        Śpiew ptaków ucichł. Liście wcześniej kołysane łagodnie przez lekki wiatr zatrzymały się. A Sateer wisiał w powietrzu w poziomie tuż przed zadaniem ostatecznego ciosu.
        - Zimna jak zawsze - odezwał się Hammond.
        - Bądź lepiej szczery, albo go zamorduję.
        - Zaprosiłbym Cię na randkę przy gorącej kawie i tam byśmy porozmawiali na spokojnie.
        - Powiedział damski bokser. Czy aż tak cię pojebało? Poza tym, jak już kiedyś mówiłam, nie wybaczę ci za odwrócenie wszystkich przeciwko mnie w przeszłośći.
- Nie no-
- WSZYSTKICH!
        - No dobra wszystkich…
        - Zabiliby mnie, gdyby mieli taką możliwość. Ale skoro nie można zabić ma się lepsze sposoby. Ledwo co stamtąd spierdoliłam! I jakby tego było mało pojawiasz się znowu przed mymi oczyma. Kropla Nadziei powiadasz, tak będzie lepiej, mówisz. I idę głupia do tego cholernego “zakonu” i jak z resztą widzisz nadal w nim jestem. Spotykamy się zgodnie z planem, co określony czas, a na którymś z kolei postanawiasz mi wyrwać oko. Co w końcu robisz, długo ci to nie zajęło zważając na moje zdolności, lecz tak na prawdę walka zajęła ponad 2 dni. Następnie po tobie ani śladu, znikasz. Ani be ani me. Nie ma cię, a ja wciąż tarzam się w tym gównie. I wierz co? Pieprzy mnie to wszystko.
        - Czekaj, czekaj. Wyłączyłem się po drugim słowie. Także o co ci chodzi?
        Rękę kobiety zaczyna otaczać niespokojna aura. Powoli jej dłoń oplatają szmaragdowe nici.
        - Dobra, żarcik uspokój się.
        Nici rozproszyły się i upadły na ziemię w normalnym tempie.
        - Mam jedną prośbę, malutką, jestem pewien, że dasz sobie z nią radę.
        - Tak?
        - Proszę nie zabijaj czarnowłosego. Zostaw mi bruneta. Przyda mi się.
        - Chory jesteś? Już ja wiem kto to jest. Wampir z Oldtown? Coś w tym stylu. Zakładam, że tragedia w Ksam to także jego robota.
        - Zostaw go całego.
        - Zapomniałeś kim teraz jestem? Spójrz na to, co noszę.
        - Jesteś w drodze do Arkadii, tak?
        - Co?
        - Podążasz ku Arkadii. Potrzebują Cię tam. Prawda? Dostałaś pilne wyzwanie, wysokiego stopnia.
        - Skąd to wiesz?
        - Nie zostawiłem Cię. Zawsze jestem przy tobie. Nigdy Cię nie opuściłem.
        - N… n… naprawdę?
        - Tak - mówi Ham podchodząc do kobiety idąc lekkim krokiem, zupełnie jakby chciał, aby tego nie zauważyła.
        Mężczyzna był już tuż przy niej, złapał ją za rękę. Ich palce się oplatały. I w tym momencie rzuciła nim o ziemię i założyła dźwignię.
        - Zastanawiam się, za kogo ty mnie uważasz. Myślisz, że zapomnę o przeszłości?  Przeszłość pozostawia blizny. Głębokie blizny. Ale nie żałuję ich, wiesz? W ogóle ich nie żałuję, jestem uradowana, że dzięki temu, że się spotkaliśmy będę mogła cię zabić i tamtego chłopczyka też. Dopełniona zemsta obdarowuje nas najprzyjemniejszym uczuciem jakie zostało zesłane nam przez Boga.
        - Od kiedy wierzysz w Bogów?
        - Jakby cię to jakoś obchodziło.
        - Jezus Maria, z wami kobietami.
        - Co powiedziałeś?
        - Że kobiety marudzą cały czas.
        - Nie, to pierwsze.
        - Nic ważnego.
        - W każdym razie nie miło było cię widzieć. Jakieś ostatnie słowo? Nie? To dobrze. I tak nie miałam zamiaru go wysłuchiwać.
        - Tak się składa, że mam pytanie - spokojny głos Hammond'a był przepełniony wrzącą nostalgią, zupełnie jak cios poniżej pasa, który ma zabić, ale jednak nie. - Czy wierzysz, że ludzie rodzą się mordercami? Czy wierzysz, że świat może zostać uratowany?
        Kobieta osłabiła uścisk. Pochyliła głowę w dół tak, że jej piękne włosy lśniące dzięki kilku fantastycznym promieniom słońca zasłoniły jej oko i opaskę.
        - Wiesz jak bardzo Cię nienawidzę. Nienawidzę Cię za Twoją pewność siebie. Za twoje optymistyczne myśli, za radość z życia, za możliwość dawania nadziei, za to, że nie zmieniłeś swojego wyglądu wiedząc o mojej tęsknocie za nim. Wiedz, że chętnie odpowiedziałabym na Twe pytanie, ale wiem, że znasz na nie odpowiedź.
        Hammond zaśmiał się paskudnie.
        - Widać, że dobrze mnie znasz. Lecz pamiętaj, że ja też mam powody do tęsknoty. Ja też straciłem wiele. I zapamiętaj sobie jeszcze jedno. - Dodał po przerwie - Nie dam się zabić.
        Powstał błysk. Światło oświetliło Hammond'a i kobietę, następnie oboje zniknęli. Promienie zapadły się do środka, gdzie jeszcze przed chwilą widoczni byli ludzie, niczym w implozji.
        Oboje znaleźli się w innym miejscu. Miejscu, gdzie igły strzeliste sięgały nieba. Gdzie wszystko było wykonane ze szkła.
        - Au revoir* - powiedział pod nosem Hammond - i nie sabotuj mojego planu, w końcu o wszystkim już wiesz, więc nie rób mi tu cyrku.
        Przez chwile wisieli w powietrzu. Towarzyszył temu efekt eksplozji światła. Upadli na ziemię, Hammond był na górze i to kobieta uderzyła plecami o nawierzchnię tracąc przy tym oddech i puszczając Hammond'a.
        - Au revoir! - Powtórzył.
        Nawet nie chwilę potem nastąpiła eksplozja i implozja światła, która zabrała Hammond’a z powrotem. Chwycił Sateer'a, który leciał prosto na niego i znów nastąpił rozbłysk, który wessał sam siebie kradnąc bohaterów.


* Au revoir (franc.) - żegnaj

Ostatnio edytowany przez Ncastl (2019-07-10 10:54:22)

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
farming-simulator22 - itharuteam - losblancospylife - dragons-life - xtremecraft