Ofiara

Nigdzie się nie pisze tak dobrze jak do szuflady.

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2018-02-06 17:47:59

Ncastl
Administrator
Dołączył: 2017-04-25
Liczba postów: 22
Windows 7Chrome 63.0.3239.132

Rozdział 9 - Celui qui écrit, lit deux fois

Ktoś kiedyś powiedział, że
wszystko trwa dopóki sami tego chcemy.
Cóż, pragnę znaleźć tę osobę
i napluć jej prosto w twarz
za kłamstwo mojego życia.



Rozdział 9 - Celui qui écrit, lit deux fois


        Biblioteka Ksam. Na ogół spokojne miejsce w spokojnym mieście. Czymże byłaby biblioteka, gdyby nie była spokojna. Jest to jeden z warunków nazywania tego miejsca biblioteką. Spokój pomaga się skupić. Lecz Hammond sądził, że ważniejsza jest harmonia zachowywana między umysłem a ciałem.
        Umysł jest naszą baterią i energią ją napełniającą. Jest miejscem gromadzenia się wiedzy i myśli nas napotykających i nie dających czasem spokoju i harmonii.
        Ciało, bo jest to świątynią umysłu. Ciało to mózg. Mózg to baza główna. Impulsy stamtąd wychodzą i tam podążają poprzez bodziec. Poprzez bodźce poznajemy świat nas otaczający. Czym jest bodziec?
        Tak więc bodziec jest niczym innym jak zbiorem cyferek tworzących informację, czyli wiedzę. Jednak wiedza nie zostaje od razu wiedzą. To byłoby za proste. Przynajmniej tak sądził Ham.
        Impuls bodźca jak wcześniej wspomniałem jest zbiorem podążającym do bazy - mózgu. Tam impuls jest traktowany jako szyfr, który baza główna musi rozwiązać, rozszyfrować. Informacja, w stanie w jakim dochodzi nie jest jeszcze informacją i to właśnie dlatego tak się dzieje.
        Mózg bada zbiór danych, wyciąga te najważniejsze i znajduje nowe, te które są niezauważalnie, gdy spojrzy się na nie pierwszy raz. Dopiero po takim przebadaniu bodźca i jego impulsu dostarczany jest do skrytki mózgu, którą nazywamy umysłem.
        Może się to wydawać trochę dziwne dla zwykłego Kowalskiego. Także mówiąc w skrócie, ciało odnotowuje za pomocą bodźców z dłoni, oczu i tak dalej, potem mózg je trawi i wpierdala do sejfu zwanego umysłem.
        Może się to wydawać naprawdę dziwne, ponieważ w ten sposób myślał Hammond. A Hammond… jak to Hammond, nie jest normalnym człowiekiem. A raczej już nie jest. Za wiele się zdarzyło, za wiele się straciło. Za wiele się zniszczyło.
        Dlaczego Hammond tak myśli? Nie wiadomo. Coś w nim pękło i stał się innym człowiekiem.
        - Kurwa, powinienem napisać książkę - wypowiedział na głos Hammond dotykając grzbietów książek na półce. - Nie wiedziałem, że jestem aż tak głęboki. Że głupi, to już nikogo nie dziwi, ale jednak coś się ze mnie zachowało. Interesujące - ciągnął Hammond czochrając się po blond włosach.
        Gdy tego zaprzestał, Hammond dalej przesuwając palcem po grzbietach rozmyślań myślał.
        Rozmyślania, tak czasem lubił nazywać książki. Bo tym one są. Są myślą zapisaną. Umysłem wplecionym w kartkę za pomocą atramentu, który wiąże się z tymże papierem na wieki. Chyba, że arogancki człowieczek zaniedba te rozmyślania.
        Książki trzeba szanować, myślał. Umysł na papierze to najlepsza rzecz jaka spotyka człowieka w tych czasach. Zważając też na to, iż umysł spisany staje się na powrót bodźcem. A to wszystko przez to, że jakaś inna jednostka bierze w swoje ręce ten umysł i znowu bada, rozszyfrowuje. Dzięki czemu dostajemy czystsze informacje, czasem nawet dokładniejsze i bardziej rozwinięte. Jeśli ludzkość nie będzie badać spisanej przez siebie wiedzy, czyli umysłu, to biada rasie ludzkiej. Ponowne badania pomagają się jej rozwijać. To zwykłe przemyślenia w dorożce podczas opierania się zmęczoną mordą o szybę. To myśli podczas leżenia na łące, to one dają przyszłość i nadzieję.
        Kroplę Nadziei.
        Palce Ham'a natrafiły na okładki książek religijnych i filozoficznych.
        Ta, te są ciekawe. Poniekąd kłamstwa w czystej postaci brudzące duszę ludzką fałszywą nadzieją na przyszłość i dobroć. Poniekąd są ratunkiem przed zawieszonym węzłem samobójcy na gałęzi orzecha włoskiego, który powoli kołysze się przez świeży wiatr poranka oczyszczającego ludzkie płuca ze słów, których nie chcieli powiedzieć. Czynów których nie chcieli wykonać. Mimo to wciąż pozostają blizny, a my je rozdrapujemy, sięgamy po stare rany myśląc o przyszłości, o której chcemy zapomnieć.
        A jedyne, co chcemy zrobić w życiu, to powiedzieć coś pięknego, coś zapierającego wdech w piersiach.
        Lecz świat nam na to już nie pozwala.
        Nie…
        To my sobie już na to nie pozwalamy.
        Palce otarły się o religię Dorw'ów. Starą religię. Religie upadają w dzisiejszych czasach. Tracą sens. Tracimy nadzieję na ratunek w nich. Czy to dobrze? Nie wiem.
        Pogadałbym z Horoskopem. On miał ciekawy koncept.
        Ale wracając do Dorw'ów. Zwykły Dorwianin wierzył w dobroć słowa i jego wagę oddziaływania na świat nas otaczający. Dobierali słowa z ogromną uwagą i odpowiedzialnością za każde z nich. Ich bóg Jumian w zamian za tę uwagę obiecywał im spełnienie w słowie. Oznaczało to wywyższenie w mądrości i prawdzie. To wszystko, aby nikt nie mógł przekazać innemu fałszywego świadectwa. Wymagało to od jego wyznawców poświęcenia, wytrwałości i pracy w postaci prowadzenia Ksiąg Życia.
        Księgi Życia zawierały wszystkie słowa wypowiedziane przez osobę ją prowadzącą. Obowiązywał zakaz opuszczania najmniejszych skrawków wypowiedzi wszystkie "Eeee", "Ach" i nawet zająkiwania miały być w niej umieszczone.
        Dziwnym faktem jest to, że szacunek do słowa był na tyle wielki, że oddawanie słów ustami, znaczy się… wszystkie pogaduszki, które prowadzimy nie istniały dla nich. Były zakazanym owocem. Uważano też, że mówiąc nieprawdę można się skaleczyć niczym szkłem.
        Kolejnym interesującym faktem było to, że z czasem postanowili odcinać sobie języki. Wpierw robili to tylko najwyżsi rangą, potem już każdy miał taki obowiązek. Czyż to nie ironia? Słowo było dla nich błogosławieństwem, a nie mogli żadnego powiedzieć. Hipokryzja stała się ich znakiem rozpoznawczym. Takie przynajmniej jest moje zdanie.
        To wciąż nie to…
        Kolejna religia - Doolb. Doolbianie swoje świątynie oraz osady, jak wskazywała ich nazwa, budowali wzdłuż rzeki Doolb. Ich religia była związana z pierścieniami i krwią. Nie można jednoznacznie określić kto był ich bogiem. Jednakże jeśli zapytać co, to można stwierdzić, że była to sama rzeka ciągnąca się od zachodu ku centrum Wersu, ku Źródłowi, mistycznej dziurze w kształcie pierścienia. Ich religia nakazywała składać ofiary, których krew wlewana była do rzeki. Wierzyli, że nadejdzie dzień, w którym rzeka nabierze szkarłatnego koloru. Miało to być oznaką końca świata. Nie mieli zaplanowanego zbawienia przez nikogo. Po prostu dążyli do końca. Do finału. Nie było określone, co miało być dalej. Tylko koniec. Religia ta wyróżniała nie pośród innych właśnie tym, ponieważ ludzie od początku bali się śmierci. Nie chcieli, aby ich czyny poszły na marne. To z tego powodu wymyślono zaświaty.
        Ofiary mogą się nawiązywać do Żądzy Krwi, która opanowuje Oznaczonych po kilku dniach postu od zabijania. Jednak branie ofiar z własnej grupy było samobójstwem. Powstał pretekst do polowań i łapanek. Każdy kto wdarł się na ich teren, już z niego nie odchodził. Stawał się częścią rzeki i Źródła.
        Bliżej, ale wciąż chyba jeszcze nie to…
        Jak wszystkie religie - upadła pod wpływem Arkadii i Anihilatorów.
        Biblioteka w Ksam jest wyjątkowym miejscem. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu zostały tu zapiski na temat przeszłości, która została zakazana, przez Szklane Miasto.
        Hammond stał zastanawiając się przed półkami i regałami zapełnionymi słownym paliwem umysłu. Drapał się przy tym po głowie, a w oczach miał błysk niczym ogień, który rozświetla mu drogę.
        Sateer się ociąga, wciąż nie rozpoczął ataku, a jestem już tu z dziesięć minut, a według mych obliczeń powinien już skończyć mordobicie z pomocą prędkości. Eeeh, rozczarował mnie odrobinkę, chyba że znalazł sobie jakąś robotę, która bardziej mu przysługiwała. Ja bym na jego miejscu zgłosiłbym się jako barman albo jako pracownik urzędu. Takich nam potrzeba, a nie te spleśniałe, zboczone babska. Zawsze się pytają o mój stan cywilny. Niech się pierdolą, jestem singlem, bo tego chcę i kropka, finito.
        - Wybrał Pan sobie coś, czy ma Pan zamiar spacerować sobie tutaj przez cały czas?
        Głupia baba. Patrząc na stan jej skóry jest próchnem. Pewnie zamieszkuje ją całą dzielnica robaków i pasożytów. A jej styl godny pożałowania. Kto w tych czasach nosi klapki bez skarpetek. Żodyn, powtarzam, ŻODYN człek szanujący swój kraj ojczysty nie dopuści się takiej zbrodni. Gdyby chociaż obcięła sobie paznokcie, a przy okazji kilka palców… no to może tolerował bym jej sposób istnienia.
        - Spokojnie, niewiasto niedotykana - podkreślił ostatnie słowo. - Sprawdzam czy Pani cierpliwość wielkością dorównuje Pani rozmiarów i doświadczeniu. Ktoś, kto walczy z Bogiem, kto jest starszy, musi być wyjątkową osobliwością. I z pewnością wartą rozmowy.
        - Co, proszę? Co Pan sobie myśli reprezentując swoją postać?
        - Myślę, że zapomniałem skomentować Pani urodę. Mam nadzieję, że urok wewnętrzny musi być piękny. W porównaniu do uroku zewnętrznego - sprostował.
        - Cipa jesteś, a nie mężczyzna.
        - Przekażę komu trzeba. Sugerowanie płci jest nie na miejscu.
        - Wynoś się stąd!
        - Cichaj, kobieto! - Kurczę, dałem jej nieumyślnie komplement. Oby to zignorowała.
        - Won!
        Kurka wodna. Muszę tu jeszcze chwilę zostać. Nie wybrałem niczego na drogę. Muszę ją omamić.
        - Kocham cię! Błagam, nie bij. Portfel mam w innych spodniach. To tamten to ukradł, ja tylko pomacałem.
        Tak, ta maszkara już nie wie, co teraz zrobić. Jest zamieszana. Czas na ostatni cios wykańczający.
        O nie, już za późno, idzie do mnie z miotłą. Moja największa słabość!
        Ham uciekł ze sklepu najszybciej, jak potrafił. Unikał przy tym uderzeń miotłą i zwalał całe półki, aby utrudnić gonitwę.
        Jeszcze suka zobaczy, pomyślał. Ze mną się nie zadziera. Wyszedł za róg i wyszedł jako wysoki brunet z długimi, trochę przetłuszczonymi włosami, w czarnym dublecie z pufami na ramionach, naszywany był złotymi wzorami na lewej piersi. Ciągnęły się one w dół, w stronę pasa. Za nim powiewała na wietrze czarna peleryna, która na sobie miała coś w rodzaju purpurowych, rozpływających się plam przypominających blizny po poszarpaniu przez tygrysie pazury. Na przedramionach posiadał naramienniki z srebrnymi ćwiekami. Na piersi miał naszyjnik z figurą dwóch nałożonych na siebie gwiazd sześcioramiennych. Były one obrócone od siebie o dziewięćdziesiąt stopni. Dawało to efekt dwunastoramiennej gwiazdy.
        Na prawej dłoni, po zewnętrznej stronie widniał tatuaż spadającego i chyba martwego przedrzeźniacza - tego zwyczajnego. Miał on zaobrączkowaną prawą nóżkę. Dwa oderwane pióra goniły ptaka razem z trzema kroplami krwi. Miał zamknięte oczy. Sam ptak był czarno-biały, ale krople miały barwę czerwoną.
        Spodnie smukłe i wykonane ze skóry z łuskami. Nie przypominały żadnych łusek znanego przeciętnemu człowiekowi zwierzęcia. Być może były one wykonane z skóry krokodylej, jednak sprawiały bardziej wrażenie, co wydawało się niemożliwe, łusek młodego smoka. Były niczym te namalowane przez artystów na obrazach przedstawiających młode, walczące samotniki. Niczym na obrazie Windergur'a Snowmount'era "Przetrwanie".
        Malarz ten w rzeczywistości wolał się zwać podróżnikiem. Przeszedł całą Kotlinę Wersu wzdłuż i wszerz zwiedzając przy tym każdą z krain, w tym Arkadię, Szklane Miasto. Był Zbuntowanym i zwolennikiem obalenia kłamstwa o Otchłani. Sądził, że ten gigantyczny ocean w rzeczywistości nie istnieje, ba, nawet nam głosił, że udał się za Pasmo Edicius, granicę Wersu. Tam ponoć zaobserwował scenę walki tych młodzików i ją namalował. Niestety artysta zniknął, niektórzy mówią, że zginął, niektórzy mówią, że został zamordowany przez Anihilatorów w zemście za głoszenie teorii Kontynentu Wersu. Można rzec, że stworzył coś na kształt, kultu lub religii. Było to szałem na wszystkie królestwa, no może nie wliczając w to mściwej Arkadii. W każdym razie to, co się stało z tym wielkim człowiekiem zostało przykryte obrusem o nazwie "Tajne". Jest jedną z legend tego świata. I tego szukał Hammond w bibliotece w Ksam. Chciał znaleźć ślad w tej zadbanej bibliotece, jednak wpływy ówczesnej władzy sięgnęły nawet tą, jak dotąd myślał, nieskalaną przez tych barbarzyńców bibliotekę.
        Hammond rozglądał się wpierw naokoło wciąż nie dowierzając panującego spokoju życia codziennego mieszkańców. Wtem udał się znowu do budynku rozmyślań i zachowanego umysłu. Szedł prosto do swojego ulubionego działu religii i filozofii. No może nie ulubionego, bo bardziej cenił sztukę barmańską i magiczne sztuczki. Jak oni wyciągają te króliki z kapeluszów?! Toż to niewytłumaczalne jest! Dlaczego to nasza "Wielka Arkadia" nie zakazała i spaliła wszystkich magików i ludzi w cylindrach?
        - Pani Wundergurber! Ma Pani zaszczytnego gościa.
        - To znowu ty, palancie? Przysięgam, że jaja ci powyrywam, przymocuję do kija i postawię przed wejściem jako trofe… - Tu przerwała widząc kto wszedł do budynku i kto stał patrząc swoimi oczami, które paraliżowały praktycznie każdą osobę w całym Wersu. Jedno z nich koloru czerwonego. Mogło się poruszać we wszystkie strony świata nie zważając przy tym na drugie oko. Te drugie, niebieskie, na białku miało wytatuowaną figurę, tę samą jaką nosił na swojej umięśnionej szyi. Dwunastoramienna gwiazda.
        Mężczyzna postawił kilka kroków, bardzo ciężkich kroków. Tupot rozległ się po pomieszczeniu. Każdy mógł go usłyszeć, kto był w pobliżu. Uśmiechnął się szaleńczo. Ujawnił przy tym swoje kły. Za długie kły jak na zwykłego człowieka.
        Wilk mnie zabije za to, że znowu się za niego przebieram, ale przynajmniej nie wziąłem jego tatuażu, wolę jednak tatuaż Przedrzeźniacza. To jest prawdziwy styl. Pewnie Sowa już nakapował. Jebany skurwysyn. Kapuś od zawsze. Chyba zacznę brać jego tatuaż, albo przynajmniej się za niego przebiorę. Słyszysz, łajdaku!? Powyrywam ci kiedyś te skrzydełka, których zresztą nie masz!
        - Wi…wiii…WIIILK! WILK W KSAM! - Krzyczała kobieta - WILK W BILBLIOTECE! RATUJ SIĘ, KTO MOŻE!
        - Mówcie mi Gerard. Wolę tak. Tak jest ładniej i kulturalniej.
        Panika.
        I tak mnie nikt nie słyszy. Ale nudaaa.
        Każda osoba, która była tu przed chwilą, jest już gdzie indziej. Wybiegli natychmiastowo zostawiając otwarte książki i przedmioty osobiste. Nie ma to jak prezenty. Czuję się jak wtedy, gdy… Właściwie to nigdy się tak nie czułem. Eeeh, nieważne.
        Kurwa, nie ma to jak zaciąć się szkłem, nie mam kogo teraz powkurwiać. Nie przemyślałem tego. Samotny wilk. Jakie to prawdziwe. Idealnie do niego pasuje. W każdym razie.
        Szybko przeleciał wzrokiem wszystkie tytuły dotyczące wiary i filozofii. Nie znalazł tego, czego szukał.
        Szkoda, kolejna porażka. Zupełnie jak całe moje zasrane życie. Gdybym poprosił o szklankę wody tuż przed powieszeniem na szubienicy pewnie zaatakowałby mnie w tym czasie jakiś seryjny gwałciciel przystojniaków i barmanów. Trudne życie gwiazdy… Wilk nie ma jednak łatwego życia, nie zazdroszczę mu, żeby nie mógł sobie robić jaj z ludzi. Miałem nadzieję, że ktoś zauważy mój tatuaż na ręce i zignoruje mój wygląd. Zrobiłem przecież jebanego ptaszka, czemu nikt nie zareagował? Czy ludzie nie są tacy spostrzegawczy, za jakich ich uważałem? Nie dziwię się, że Sate’usiek chce ich wszystkich pozabijać. Sam zaczynam mieć taką ochotę. Kto wie, może gdybym miał taką możliwość, zostałbym takim mordercą jak Sate’uś…
        Nie ma co zmieniać dobrych okien, przecież i tak jestem genialną osobą. Nie to co Paul. Paul był głupi. Ham jest spoko. Ale myślę, że Henri był najzabawniejszy. Muszę kiedyś jeszcze skorzystać na obradach Arystokracji w jakimś innym mieście. I zdobyć orzeszki. Worek orzeszków. Tych takich co przypominają mózg.
        A propos miasta, gdzie jest ten Sate’uś? Ciągle się ociąga…
        Aaa, znalazła się zguba. Ale po co mu ta…
        Postać w surducie z wyrwanymi rękawami i dziurą na klatce piersiowej znalazł się w pomieszczeniu. Żyła na jego czole pulsowała ze wściekłości go ogarniającej. Oczy mu błądziły, a za sobą targał kobietę, która z pewnością mogłaby dostać miano wuwuzeli z jajnikami. Sate definitywnie był zmęczony, miał dość wszystkiego.
        Stanęli przed sobą, Sateer szybko podniósł kobietę do góry i uderzył nią o podłogę tuż obok Hammond'a lub jak można powiedzieć, postaci podobnej do tajemniczej osoby znanej jako Wilk. Wpierw uderzyły nogi. Złamały się w kolanach. Sate był najwyraźniej zadowolony ze skutku, jeśli sugeruje się jego lekkim chichotem, który znikąd przerwał. Puścił ją, a ręce zaczęły mu się trząść.
        Boisz się, przyznaj się wreszcie. Oddaj się nienawiści!
        Zgrzyt zębów Sate mogła usłyszeć każda osoba w bibliotece, czyli tylko Sateer i Hammond. Zmaterializował sztylet i wykonał cięcie na przedramieniu lewej ręki. Strasznie głębokie. Krew tryskała plamiąc wszystko co natrafiła na swojej drodze. W tym samym momencie Hammond zauważył cienie pod oczami Sateer'a. Czy były widoczne już wcześniej? Szczerze mówiąc, na twarzy było widoczne kilka dodatkowych zmarszczek.
        - Co to za cyrk Hammond?
        - Czekaj, rozpoznałeś mnie? Jak?
        - Nie wiem jak to wyrazić, ale to tak jakbym nie chciał ciebie zabić. Czuję nienawiść do każdej osoby, którą spotykam, ale nie do ciebie. Trochę to dziwne, nawet głupie zważając na to jak irytującą osobą jesteś, co nie? Jakbyś był pusty.
        - Interesujące. Bądź, co bądź, ale moim wyglądem nie musisz się przejmować, ludzie mnie nie lubili, to spowodowałem, aby nie lubili mnie jeszcze bardziej. Bum cyk cyk i wrócę do normy. Nie musisz się denerwować. Właściwe ja także nie przepadam za tym wyglądem, ale po tych wszystkich, jakby to ująć, "transformacjach" człowiek zaczyna się przyzwyczajać do nowych postaci i imion. Ba, jest to nawet uzależniające.
        - Zamknij się w końcu. Masz zdecydowanie za długi jęzor.
        - A tak na marginesie. Po co ci ta laseczka?
        - Jaka laseczka? - Załapał po krótkim czasie. - A oto ścierwo ci chodzi… Ma na imię Sky. Jest strasznie denerwująca, a raczej irytująca, prawie jak ty, a może nawet bardziej. Ciężko mi określić po żądzy do zabijania, wiesz przez ten twój „immunitet”…
        - Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
        Sateer przyglądał się badawczo symbolowi na piersi Hammond'a. Oczy błyszczały mu niczym gwiazdy odbijające się w jeziorze.
        - Stary, brałeś coś beze mnie? Hej! - Wstrząsnął Sateer'em widząc, że ten nie reaguje.
        Sate złapał Ham'a w okolice łokcia i ścisnął.
        - Ej, spokojnie popuść trochę, to serio boli. Auuu - odetchnął z ulgą. - Zupełnie jakby ktoś mnie zakleszczył albo przytrzasnął stopę drzwiami. Co ci odbiło?
        - Nic. Po prostu kojarzę ten symbol, ale nie potrafię sobie przypomnieć skąd. Wydaję mi się, że nosiła go bliska mi osoba, ale żadna nie pasuje.
        Ham szturchnął wisiorek, który pobujał się przez chwilę.
        - To po co ci ona?
        - A nie wiem jak ją zabić, żeby żałowała swojej głupoty, a ja byłbym spełniony.
        - Co ona ci zrobiła? Mosznę ci przydepnęła? - Dodał z niezrozumiałą radością.
        - Okazało się, że nie ma tak bardzo irytującej osoby na świecie jak ta, która nie wie jak działa zegar i musi cały czas komentować, co się dzieje na jego tarczy.
        Hammond spojrzał na jej twarz. Była roztrzęsiona, a Ham mimo to paskudnie wyszczerzył swoje zęby w nieludzkim uśmiechu, który dawał jeszcze gorszy efekt w jego nowym ciele.
        - Zajmiemy się nią później. Oj, nie patrz się tak na mnie, nie pożałujesz. Więc to tak ci dzionek mija? Jeśli chodzi o mnie to swoje zadanie wykonałem, w przeciwieństwie do jednej osoby tutaj stojącej.
        - Pojawiły się małe komplikacje.
        - Komplikacje, tak? W takim razie powiedz mi, co zatrzymało naszego księcia, o ile się nie mylę wszyscy mieli być już martwi.
        - Co cię to obchodzi?
        - Coś komuś obiecałem.
        - Co?
        - Nic.
        Pewnego dnia, Arystokracjo, pewnego dnia…
        - Więc… Jakie to kłody pod nogami spotkałeś?
        - Właściwie to kosy i to na pewno nie pod nogami.
        - Znaczy się?
        - Zabijanie kogoś dwa razy nie jest już takie zabawne?
        - Nadal nie rozumiem.
        - Hammond… Co wiesz o ludziach w maskach?

Ostatnio edytowany przez Ncastl (2019-06-30 21:28:07)

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
stopteam - m39 - farming-simulator22 - mc-town - dragons-life